Pierwsza przygoda z komunikacją miejską
Ja mogę powiedzieć, że u mnie przełomem było spotkanie osoby mi znajomej i dowiedzenię się, że ona się interesuje tym samym co ja ( komunikacją miejską, kolej). No i tak wspólnie zaczęliśmy się jakby napędzać w kierunku tych zainteresowań. Zobaczyłem, że tak naprawdę nie jestem sam. I tak zostało do dziś no nie Inspektorze
- Piotrek_2274
- Posty: 700
- Rejestracja: 2005-09-03, 13:29
- Lokalizacja: Warszawa
Eee, z moimi rodzicami to jest srednio mowia ze cale zycie zmarnuje na autobusy
To jest tak:
Tata: robi zdjecia km gdy jest w innych miastach, ale nie lubi gdy siedze na kompie i przegladam fora o KM.
Mama: moge siedziec caly czas na kompie i przegladac se autobusy, najwyzej powie abym sie troche pouczyl albo wyszedl na rower na godzinke...
Moi dziadkowie sa chyba najlepsi: Mowia: zrobiles lekcje to mozesz sobie siedziec w autobusach, nic nie maja do mojego hobby a nawet sie angazuja - wycieczki do zajezdni z dziadkiem, czy podroze po Gdyni trolejbusami z babcia...
To jest tak:
Tata: robi zdjecia km gdy jest w innych miastach, ale nie lubi gdy siedze na kompie i przegladam fora o KM.
Mama: moge siedziec caly czas na kompie i przegladac se autobusy, najwyzej powie abym sie troche pouczyl albo wyszedl na rower na godzinke...
Moi dziadkowie sa chyba najlepsi: Mowia: zrobiles lekcje to mozesz sobie siedziec w autobusach, nic nie maja do mojego hobby a nawet sie angazuja - wycieczki do zajezdni z dziadkiem, czy podroze po Gdyni trolejbusami z babcia...
Chyba tu jeszcze nic nie napisałem.
No cóż. Jak spojrzeć wstecz, to nie chce się wierzyć ile lat minęło. Ech...
Moja przygoda z KM zaczęła się oczywiście jak zacząłem jeździć do przedszkola, czyli w 1984r.
Pamiętam spory tłok, bo większość ludzi nie miało samochodów, a wszyscy rano chcieli dostać się do pracy. Zawsze lubiłem sobie stać przy kabinie kierowcy z przodu i ciekawiły mnie te świecące guziki do otwierania drzwi w Ikarusach, których było w GOPie wtedy multum (nie ma porównania z dniem dzisiejszym). Kiedyś kierowcy lubili sobie zawieszać różne klubowe proporczyki, firanki, gumowe maskotki i inne ozdoby. Spóźnialskich na autobus również było więcej, więc znało się po pewnym czasie uprzejmość kierowców na danej linii.
Pamiętam też jak pojawiały się pierwsze Jelcze M11. Zachwycony byłem najbardziej cicho zamykającymi się drzwiami, w stosunku do Ikarków no i tymi szczoteczkami na dole drzwi.
Wtedy wszystkie autobusy były naturalnie czerwone z białymi fartuchami, choć nowe egzemplarze pojawiające się pod koniec lat 80-tych już miały czerwone fartuchy. Numeracja taborowa oczywiście była z szablonów w przeważającej części koloru żółtego. Miałem nawet swojego ulubionego Ikara 280 o numerze #597, ale chyba został on skasowany na pewno przed 1991r. bo nie ma go już w wykazie taborowym W.P.K. z tamtego roku.
Podróżowało się oczywiście również tramwajami. Pamiętam duże ilości stodwójek, dlatego że w połowie lat 80-tych stopiątek jeszcze nie było tak dużo. Pamiętam też kasowniki z rączkami. Ojciec podnosił mnie specjalnie, bo chciałem zawsze skasować bilet. A były one często zamocowane tuż nad szybą w stodwójkach lub gdzieś wysoko na słupkach międzyokiennych.
Stopiątki kursowały przynajmniej w Katowicach tylko w składach i nie znałem czegoś takiego jak solówki, dopóki nie pojawiłem się w Będzinie.
Pamiętam dobrze składy wagonów 102N/Na na liniach 0, 37, 40. Szczególnie pamiętam linię 0. Uwielbiałem te składy, ze względu na długość (były dłuższe niż 3x105Na). Zazwyczaj lubiłem jeździć z tyłu lub zaglądać do kabin drugich wagonów w składach np. 2x102N, bo były one całkowicie otwarte a dziecko jest zawsze ciekawe. Słyszałem wtedy: "Nie wchodź tam. Tam nie wolno wchodzić".
Miałem też taką dziwną przypadłość wkładania kamieni do rowków szyn, bo niesamowicie mnie bawiło rozgniatanie ich przez koła nadjeżdżających tramwajów. Oczywiście nie polecam tego pomysłu. Robiłem to jak rodzice nie widzieli. A jak się zorientowali, to zazwyczaj kamienie były już rozjechane. Tłumaczyli mi, że mogę wykoleić tramwaj i takie tam.
No cóż. Jak spojrzeć wstecz, to nie chce się wierzyć ile lat minęło. Ech...
Moja przygoda z KM zaczęła się oczywiście jak zacząłem jeździć do przedszkola, czyli w 1984r.
Pamiętam spory tłok, bo większość ludzi nie miało samochodów, a wszyscy rano chcieli dostać się do pracy. Zawsze lubiłem sobie stać przy kabinie kierowcy z przodu i ciekawiły mnie te świecące guziki do otwierania drzwi w Ikarusach, których było w GOPie wtedy multum (nie ma porównania z dniem dzisiejszym). Kiedyś kierowcy lubili sobie zawieszać różne klubowe proporczyki, firanki, gumowe maskotki i inne ozdoby. Spóźnialskich na autobus również było więcej, więc znało się po pewnym czasie uprzejmość kierowców na danej linii.
Pamiętam też jak pojawiały się pierwsze Jelcze M11. Zachwycony byłem najbardziej cicho zamykającymi się drzwiami, w stosunku do Ikarków no i tymi szczoteczkami na dole drzwi.
Wtedy wszystkie autobusy były naturalnie czerwone z białymi fartuchami, choć nowe egzemplarze pojawiające się pod koniec lat 80-tych już miały czerwone fartuchy. Numeracja taborowa oczywiście była z szablonów w przeważającej części koloru żółtego. Miałem nawet swojego ulubionego Ikara 280 o numerze #597, ale chyba został on skasowany na pewno przed 1991r. bo nie ma go już w wykazie taborowym W.P.K. z tamtego roku.
Podróżowało się oczywiście również tramwajami. Pamiętam duże ilości stodwójek, dlatego że w połowie lat 80-tych stopiątek jeszcze nie było tak dużo. Pamiętam też kasowniki z rączkami. Ojciec podnosił mnie specjalnie, bo chciałem zawsze skasować bilet. A były one często zamocowane tuż nad szybą w stodwójkach lub gdzieś wysoko na słupkach międzyokiennych.
Stopiątki kursowały przynajmniej w Katowicach tylko w składach i nie znałem czegoś takiego jak solówki, dopóki nie pojawiłem się w Będzinie.
Pamiętam dobrze składy wagonów 102N/Na na liniach 0, 37, 40. Szczególnie pamiętam linię 0. Uwielbiałem te składy, ze względu na długość (były dłuższe niż 3x105Na). Zazwyczaj lubiłem jeździć z tyłu lub zaglądać do kabin drugich wagonów w składach np. 2x102N, bo były one całkowicie otwarte a dziecko jest zawsze ciekawe. Słyszałem wtedy: "Nie wchodź tam. Tam nie wolno wchodzić".
Miałem też taką dziwną przypadłość wkładania kamieni do rowków szyn, bo niesamowicie mnie bawiło rozgniatanie ich przez koła nadjeżdżających tramwajów. Oczywiście nie polecam tego pomysłu. Robiłem to jak rodzice nie widzieli. A jak się zorientowali, to zazwyczaj kamienie były już rozjechane. Tłumaczyli mi, że mogę wykoleić tramwaj i takie tam.
Ale referat
U mnie się zaczęło w wieku 6 lat kiedy poszliśmy z tatą na wystawę komunikacji miejskiej w 1998 roku (wtedy nie było jeszcze Kielc; było strasznie dużo cudzoziemców - to dopiero była frajda). Wtedy pojawiły się prototypy różnych wagonów niskopodłogowych i ogólnie było dużo nowinek (np. przyciski do otwierania drzwi). Oj to były czasy.
Ogólnie jestem "dziwnym" dzieckiem, bo wcześniej interesowałem się... pralkami i innym sprzętem AGD. Do tej pory mama się mnie pyta czy nasza pralka jest dobra
Co do KM przez kolejne 3 lata była cisza, dopóki nie znalazłem stronki Łukasza Stefańczyka "Łódzkie tramwaje - wczoraj i dziś". I tak przez kolejne 4 lata codziennie wyczekiwało się nowych newsów. Strona umarła śmiercią naturalną
Moim "powiernikiem" najczęściej jest mój ojciec. Często gadam z tatą o komunikacji. Zazwyczaj wymieniamy się informacjami (mój tata pracuje w ULC'u) - ja o KM, tata o samolotach. I tak niezmiennie od paru ładnych lat.
Do Petera: Ja zamiast kamyków wolałem 5- lub 20- groszówki - tramwaj też skakał, a w szynach był fajny odcień
U mnie się zaczęło w wieku 6 lat kiedy poszliśmy z tatą na wystawę komunikacji miejskiej w 1998 roku (wtedy nie było jeszcze Kielc; było strasznie dużo cudzoziemców - to dopiero była frajda). Wtedy pojawiły się prototypy różnych wagonów niskopodłogowych i ogólnie było dużo nowinek (np. przyciski do otwierania drzwi). Oj to były czasy.
Ogólnie jestem "dziwnym" dzieckiem, bo wcześniej interesowałem się... pralkami i innym sprzętem AGD. Do tej pory mama się mnie pyta czy nasza pralka jest dobra
Co do KM przez kolejne 3 lata była cisza, dopóki nie znalazłem stronki Łukasza Stefańczyka "Łódzkie tramwaje - wczoraj i dziś". I tak przez kolejne 4 lata codziennie wyczekiwało się nowych newsów. Strona umarła śmiercią naturalną
Moim "powiernikiem" najczęściej jest mój ojciec. Często gadam z tatą o komunikacji. Zazwyczaj wymieniamy się informacjami (mój tata pracuje w ULC'u) - ja o KM, tata o samolotach. I tak niezmiennie od paru ładnych lat.
Do Petera: Ja zamiast kamyków wolałem 5- lub 20- groszówki - tramwaj też skakał, a w szynach był fajny odcień
Z całym szacunkiem, ale to dziwne ;pdanio pisze:Ogólnie jestem "dziwnym" dzieckiem, bo wcześniej interesowałem się... pralkami i innym sprzętem AGD. Do tej pory mama się mnie pyta czy nasza pralka jest dobra
Ja też tak robiłem, fajnie wyglądały potem takie płaskie kółka z metaludanio pisze:Do Petera: Ja zamiast kamyków wolałem 5- lub 20- groszówki - tramwaj też skakał, a w szynach był fajny odcień
Ja kiedyś bawiłem się pralką w Ikarusa 260 (dzisiaj to już wiem jaki model itp. ). Wciskałem różne guziczki i te dwie rolki non-stop przesuwałem .danio pisze:Ogólnie jestem "dziwnym" dzieckiem, bo wcześniej interesowałem się... pralkami i innym sprzętem AGD. Do tej pory mama się mnie pyta czy nasza pralka jest dobra