Lato 2015
Re: Lato 2015
A może jednak kolimator...?;)
Re: Lato 2015
U mnie za dnia było zbyt gorąco żeby wyjść z lodówki, ja musiałem się niestety prażyć w piekielnie gorących salach Młodzieżowego Domu Kultury.
Re: Lato 2015
... Że co ? Aaaaa, fiszbin fersztanden - Masz klamki w aucie. W sumie to chyba powinno być już wyposażeniu.pmaster pisze:A ja mam klimatyzer, hehehe. Czy tam klimator.
Ja słyszałem o pewnej białogłowie, która owszem miała klamki w aucie, ale nie miała zamka ani kluczyka, a wszystko było ponoć na elektrykę. Zamknęła się i nie wiedziała jak wyjść. No i miała zapewnioną saunę w swoim blachosmrodzie, bo nie mogła wyjść w sposób konwencjonalny, czyli przez otwarte drzwi. ... do czasu aż mąż przyszedł z pilotem i jej otworzył drzwi
Na przyszłość, Zabierz ze sobą lodówkękubex pisze:U mnie za dnia było zbyt gorąco żeby wyjść z lodówki, ja musiałem się niestety prażyć w piekielnie gorących salach Młodzieżowego Domu Kultury.
Re: Lato 2015
A ja smaż/rzę się w Londyńskim metrze.
Re: Lato 2015
Miała być taaaaka burza i taaaaki deszcz. Padało i grzmiało 10 minut...
Re: Lato 2015
Gdyby padało mocniej to by było sporo gromów, a tak w chwili przechodzenia frontu były głównie wyładowania w chmurach.
Dopiero fajerwerk z czymś metalowym by tu zadziałał
Dopiero fajerwerk z czymś metalowym by tu zadziałał
Re: Lato 2015
No u nas za to konkretnie szarpnęło wiatrem, kilka dróg nieprzejezdnych, gałązki pozrywane, takie tam...
Jeśli ktoś zainteresowany - TUTAJ nieco więcej, kilka zdjęć...
Jeśli ktoś zainteresowany - TUTAJ nieco więcej, kilka zdjęć...
Re: Lato 2015
Nie wiedzieć czemu w każdym mi się psująMasz klamki w aucie. W sumie to chyba powinno być już wyposażeniu.
Mogła nacisnąć przycisk. Poza tym przednie drzwi raczej się otwierają po pociągnięciu klamkimiała klamki w aucie, ale nie miała zamka ani kluczyka, a wszystko było ponoć na elektrykę. Zamknęła się i nie wiedziała jak wyjść.
Re: Lato 2015
W Warszawie burza przyszła gdzieś koło godziny 4-tej. Na Ursynowie polało nawet zdrowo. Grzmiało też nielicho. Jednakże wszystko ucichło bardzo szybko. W zasadzie po jakichś 30 minutach, było spokojnie
Re: Lato 2015
No dobra, ale że co ? Cisza przed burzą, cisza po burzy. Nie ma sztormu ? Czy jak ?sorecki29 pisze:na Pomorzu cisza
Ja jak byłem niedawno w Gdańsku, to fajnie mewy latały - też w sumie cicho... no prawie cicho pomijając ich specyficzny "śpiew"
Re: Lato 2015
mewy to są drapieżniki, atakują inne ptaki, a kupy robią że strach pod nimi chodzić, jedź do Gdańska i zobacz łabędzie, pokarm je, pogłaszcz, same przychodzą, to są ptaki a nie jakieś mewy, kiedyś na prostytutki mówiono "mewki"
Re: Lato 2015
Wiem, że są drapieżnikami... aczkolwiek chyba nie byłem w ich menu, więc na szczęście wyszedłem cały i bez dodatkowych ozdób np. na glowie
Czy to nie dzisiaj jest ten najzimniejszy dzień lipca ?
Czy to nie dzisiaj jest ten najzimniejszy dzień lipca ?
Re: Lato 2015
To Teraz ja się pochwalę powrotem z Londynu. Nie polecam czytania tej dramatycznej historii.
Byłem na lotnisku Luton pod Londynem około 2 godziny przed rozpoczęciem odprawy. Siedzę przed telewizorami i czekam aż wyświetli się mój lot i gdzie mam oddać walizki. Zaczynają się wyświetlać samoloty za nim i myślę przecież to normalne, że samoloty się spóźniają. Nagle na wyświetlaczu pojawia się napis "idź do hali odlotów". Coś nie gra, jeszcze nie było oddania walizek. Biegiem do miejsca obsługi klienta. Tam miła (na początku pani) stwierdziła, że oddawanie walizek skończyło się 5 min temu i, że nie lecimy. Gdyby nie to, że za nami ustawiła się kolejka około 20 osób (z polski) z tym samym problemowym lotem do Poznania, to można by było pomyśleć, że to my jesteśmy nienormalni. Podczas powolnego zaczęcia wykłócania się o swoje pani z obsługi zmieniła język z angielskiego na polski.
W sytuacji, w której się znaleźliśmy sprawdziliśmy pociągi z Warszawy do Szczecina i ostatecznie polecieliśmy godzinę później do Warszawy. Niestety zmiana samolotu kosztowała nas 1500zł. W warszawie na dw. Centralnym zadowoleni, że jakoś się udało podchodzimy do kasy biletowej i dialog z panią z okienka wyglądał tak.
-Dzień dobry chcieli byśmy kupić 4 bilety na pociąg do Szczecina ten o 23:15.
-Dobrze, a na kiedy?
-Na za godzinę.
-Nie ma!
Niestety następny pociąg był dopiero dzisiaj o 12:58. Na całe nasze szczęście rodzina z Warszawy nas przenocowała.
Dzisiaj około 19 dojechałem do Szczecina. Oczywiście nie obyło się bez dość niemiłego dialogu z kierownikiem pociągu. Na stacji Warszawa Zachodnia, bądź Wschodnia nie pamiętam, kierownik pociągu stwierdził, iż przez moją osobę mamy opóźnienie.
Na stacji wsiadali ludzie, ja stałem przy drzwiach. Kierownik przyszedł pod drzwi i stwierdził, że przez to, że ja sobie je otworzyłem mamy opóźnienie. Po tej rozmowie ie zdziwiło mnie to, że w dziesięcio wagonowym pociągu toaletę musiałem otworzyć sobie sam. Następna sytuacja z tym samym konduktorem. Poszedłem sobie na początek składu, by zobaczyć co za lokomotywa nas ciągnie (ep09). Tam Kierownik pociągu kazał mi okazać bilet. Grzecznie wytłumaczyłem mu, że bilet jest w ostatnim wagonie razem z trzema innymi osobami, które :na nim jadą". Kierownik stwierdził, że bilet muszę mieć zawsze przy sobie. Mniej grzecznie toczyłem dalszy dialog z pytaniem, a co gdybym to ja miał przy sobie bilet, a te 3 osoby by nie miały. Stwierdził, że to nie jego problem i jest zmuszony nałożyć na mnie karę jeśli natychmiast nie okażę mu biletu. Specjalnie się ty nie przejąłem. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do swojego wagonu, a on wyraźnie poczerwieniał.
W każdym bądź razie ŻYJĘ i nie życzę nikomu takich przygód.
Byłem na lotnisku Luton pod Londynem około 2 godziny przed rozpoczęciem odprawy. Siedzę przed telewizorami i czekam aż wyświetli się mój lot i gdzie mam oddać walizki. Zaczynają się wyświetlać samoloty za nim i myślę przecież to normalne, że samoloty się spóźniają. Nagle na wyświetlaczu pojawia się napis "idź do hali odlotów". Coś nie gra, jeszcze nie było oddania walizek. Biegiem do miejsca obsługi klienta. Tam miła (na początku pani) stwierdziła, że oddawanie walizek skończyło się 5 min temu i, że nie lecimy. Gdyby nie to, że za nami ustawiła się kolejka około 20 osób (z polski) z tym samym problemowym lotem do Poznania, to można by było pomyśleć, że to my jesteśmy nienormalni. Podczas powolnego zaczęcia wykłócania się o swoje pani z obsługi zmieniła język z angielskiego na polski.
W sytuacji, w której się znaleźliśmy sprawdziliśmy pociągi z Warszawy do Szczecina i ostatecznie polecieliśmy godzinę później do Warszawy. Niestety zmiana samolotu kosztowała nas 1500zł. W warszawie na dw. Centralnym zadowoleni, że jakoś się udało podchodzimy do kasy biletowej i dialog z panią z okienka wyglądał tak.
-Dzień dobry chcieli byśmy kupić 4 bilety na pociąg do Szczecina ten o 23:15.
-Dobrze, a na kiedy?
-Na za godzinę.
-Nie ma!
Niestety następny pociąg był dopiero dzisiaj o 12:58. Na całe nasze szczęście rodzina z Warszawy nas przenocowała.
Dzisiaj około 19 dojechałem do Szczecina. Oczywiście nie obyło się bez dość niemiłego dialogu z kierownikiem pociągu. Na stacji Warszawa Zachodnia, bądź Wschodnia nie pamiętam, kierownik pociągu stwierdził, iż przez moją osobę mamy opóźnienie.
Na stacji wsiadali ludzie, ja stałem przy drzwiach. Kierownik przyszedł pod drzwi i stwierdził, że przez to, że ja sobie je otworzyłem mamy opóźnienie. Po tej rozmowie ie zdziwiło mnie to, że w dziesięcio wagonowym pociągu toaletę musiałem otworzyć sobie sam. Następna sytuacja z tym samym konduktorem. Poszedłem sobie na początek składu, by zobaczyć co za lokomotywa nas ciągnie (ep09). Tam Kierownik pociągu kazał mi okazać bilet. Grzecznie wytłumaczyłem mu, że bilet jest w ostatnim wagonie razem z trzema innymi osobami, które :na nim jadą". Kierownik stwierdził, że bilet muszę mieć zawsze przy sobie. Mniej grzecznie toczyłem dalszy dialog z pytaniem, a co gdybym to ja miał przy sobie bilet, a te 3 osoby by nie miały. Stwierdził, że to nie jego problem i jest zmuszony nałożyć na mnie karę jeśli natychmiast nie okażę mu biletu. Specjalnie się ty nie przejąłem. Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do swojego wagonu, a on wyraźnie poczerwieniał.
W każdym bądź razie ŻYJĘ i nie życzę nikomu takich przygód.
Re: Lato 2015
Przecież to normalne, że opuszczając przedział - Musisz mieć bilet przy sobie. Obsługa pociągu informuje o tym po każdy odjeździe. A ponieważ już im się Naraziłeś, to mieli Cię na oku. I wystarczył pretekst
Re: Lato 2015
I tak w 4 osoby, nawet do toalety powinni chodzić?
Re: Lato 2015
Z tego co mówił konduktor wynika, że tak.
Re: Lato 2015
W pociągowych toaletach bywa różnie. A gdyby się okazało, że jest hi-tech ubikator z drzwiami na przycisk, obiegiem zamkniętym, kranem na fotokomórkę, mydłem w formie pianki, podgrzewaną deską sedesową, gazowaną wodą mineralną w spłuczce i tabletem z internetem bez limitów, a klozetowego papieru ni ma? Bilet trzeba mieć, bo jak widać, przydaje się w wielu sytuacjach.
Re: Lato 2015
Owszem, że trzeba. Chodzi tylko o to, że konduktor w zabawny sposób próbował tłumaczyć: Osoba musi mieć bilet i nie obchodzi mnie to, że w tamtym przedziale są inne osoby jadące na tym samym! Jeśli tam bym sprawdzał bilety a pan (czyli ja) miałby bilet to byłby to ich problem i ja mógłbym nałożyć na nich karę.
Re: Lato 2015
EU07, Popatrz na to z innego punktu widzenia. Po prostu pan konduktor zachęcał Ciebie i Twoją rodzinę, do pobicia rekordu Guiness'a. Czyli 4 osoby w małej toalecie w pociągu. Tego jeszcze nikt chyba nie dokonał. Bylibyście pierwsi na świecie
Re: Lato 2015
Ufff, dopiero teraz mogę napisać, bo już mam wolne - lato piękne, ale też i pogoda dynamiczna. Notabene teraz gdy to piszę, przez moją dzielnice przechodzi potężna burza z wyładowaniami i z potężnymi opadami deszczu - było oberwanie chmury, ale to nic w porównaniu z tym co mnie wczoraj spotkało na działce.
Gdzieś koło godz. 18-stej od strony południowego zachodu zauważyłem szybko budującą się chmurę burzową, w sumie wyglądała bardzo niewinnie, ale gdy nadciągnęła bliżej praktycznie natychmiast przeobraziła się w prawdziwy armagedon. Silne opady deszczu + wyładowania atmosferyczne to pikuś. Temu wszystkiemu towarzyszyły porywy bardzo silnego wiatru - to było prawie tornado. Prędkość wiatru była tak duża, że aż huczało, ledwie słyszałem własne myśli i nagle...
... dwa silne uderzenia wiatru. Drzewa położyły mi się do ziemi. I dosłownie wystarczył tylko moment, kolejne uderzenie wiatru - a nagle na moich oczach zniknęła potężna gałąź śliwki. Okazało się, że ona nie tylko została złamana, ale wręcz odrzucona na bok. Taka była siła wiatru.
Wszystko trwało bardzo krótko, raptem parę minut. Szybko się skończyło. Burza przesunęła się nad Magdalenkę, a potem ... po prostu ucichła i wyszło słońce
Szybki obgląd sytuacji u mnie w ogrodzie - złamana duża gałąź + ułamane dwie gałęzie na innym drzewie a także poderwany kawałek dachu na domku.
Jakby tego było mało, druga podobna nawałnica miała miejsce jeszcze tego samego wieczora gdzieś koło godz. 21-szej.
Służby techniczne (głównie energetycy, bo nie było prądu przez kilka godzin) i straż pożarna mieli pełne ręce roboty nie tylko cały wieczór, ale jeszcze na pewno nie przespali ostatniej nocy.
Generalnie w moim rejonie ( warszawski - zachodni) było mnóstwo, naprawdę mnóstwo połamanych drzew. Jest sporo strat.
Reasumując, jeszcze dochodzę do siebie, bo cały dzień usuwałem skutki sobotniej nawałnicy. Trzeba było pociąć zniszczone gałęzie, a potem to wywieźć oraz naprawić dach, bo lała nam się woda na werandę.
Wychodzi na to, że tak dynamiczna pogoda będzie przez cały tydzień. A ponoć o wiele więcej zniszczeń jest w Wielkopolsce
Gdzieś koło godz. 18-stej od strony południowego zachodu zauważyłem szybko budującą się chmurę burzową, w sumie wyglądała bardzo niewinnie, ale gdy nadciągnęła bliżej praktycznie natychmiast przeobraziła się w prawdziwy armagedon. Silne opady deszczu + wyładowania atmosferyczne to pikuś. Temu wszystkiemu towarzyszyły porywy bardzo silnego wiatru - to było prawie tornado. Prędkość wiatru była tak duża, że aż huczało, ledwie słyszałem własne myśli i nagle...
... dwa silne uderzenia wiatru. Drzewa położyły mi się do ziemi. I dosłownie wystarczył tylko moment, kolejne uderzenie wiatru - a nagle na moich oczach zniknęła potężna gałąź śliwki. Okazało się, że ona nie tylko została złamana, ale wręcz odrzucona na bok. Taka była siła wiatru.
Wszystko trwało bardzo krótko, raptem parę minut. Szybko się skończyło. Burza przesunęła się nad Magdalenkę, a potem ... po prostu ucichła i wyszło słońce
Szybki obgląd sytuacji u mnie w ogrodzie - złamana duża gałąź + ułamane dwie gałęzie na innym drzewie a także poderwany kawałek dachu na domku.
Jakby tego było mało, druga podobna nawałnica miała miejsce jeszcze tego samego wieczora gdzieś koło godz. 21-szej.
Służby techniczne (głównie energetycy, bo nie było prądu przez kilka godzin) i straż pożarna mieli pełne ręce roboty nie tylko cały wieczór, ale jeszcze na pewno nie przespali ostatniej nocy.
Generalnie w moim rejonie ( warszawski - zachodni) było mnóstwo, naprawdę mnóstwo połamanych drzew. Jest sporo strat.
Reasumując, jeszcze dochodzę do siebie, bo cały dzień usuwałem skutki sobotniej nawałnicy. Trzeba było pociąć zniszczone gałęzie, a potem to wywieźć oraz naprawić dach, bo lała nam się woda na werandę.
Wychodzi na to, że tak dynamiczna pogoda będzie przez cały tydzień. A ponoć o wiele więcej zniszczeń jest w Wielkopolsce